Anglię
nawiedziło prawdziwe oberwanie chmury, które było wręcz
nieuniknione po tak wielu ciepłych dniach. Deszcz coraz mocniej
padał. Duże, ciężkie krople obijały się o metalowy parapet i
zimną szybę. Niemal nie było widać tego, co znajdowało się za
nią.
Remus
trzymał się z boku. Miał sobie wiele do zarzucenia w związku z
tym, co stało się Ginny. Powinien mieć więcej wyobraźni i
pomyśleć, jak bardzo dziewczyna była zagrożona, a tym bardziej
wypytać ją o to, czego dopuścił się Lucjusz. Szczególnie że
widział, iż kulała na jedną nogę.
Jej
noga była w fatalnym stanie. Całe udo było wręcz czarne, a z rany
sączyła się krew i ropa. Gołym okiem było widać, że narzędzie,
którym ją wykonano, było zatrute. Lupin, choć bardzo by chciał
pomóc, to nie znał się na truciznach. I dlatego, dokładnie tak
jak jej rodzice, nalegał, aby zabrać ją do szpitala. Kingsley był
jednak innego zdania.
– Severusie,
jesteś pewny, że potrafisz jej pomóc? – zapytał Artur, kiedy
Snape dokładnie obejrzał ranę.
– To
nie jest skomplikowana trucizna – odpowiedział. – Trzeba dobrze
oczyścić ranę, a potem czekać. Czarny obrzęk musi zejść w
ciągu godziny.
– A
jeśli nie zejdzie? – wtrącił się Remus, stojący nieco dalej.
Snape
uniósł głowę i prychnął pod nosem.
– To
wtedy będzie trzeba jak najszybciej zapobiec przedostaniu się do
reszty ciała. Uzdrowiciele też nic więcej nie zrobią, bo
stanowczo zbyt długo z tym zwlekała.
Remus
westchnął głośno. Ginny była nieprzytomna, ale co jakiś czas
pojękiwała cicho. Wraz z bólem pojawiła się wysoka gorączka,
która według Severusa była czymś normalnym w jej stanie. Lupin
może nie do końca ufał mężczyźnie, ale nie podważał jego
umiejętności. Z jednej strony w szpitalu mogli trafić na kogoś
mniej kompetentnego, ale z drugiej mieli tam większy zapas
eliksirów.
Mężczyzna
odwrócił się na pięcie. Wolał nie patrzeć na to, co za chwilę
miało się wydarzyć.
– Co,
Lupin, boisz się krwi? – spytał Snape z nutą ironii w głosie,
po czym zamieszał jeden z przyniesionych eliksirów.
– Nie,
ale chciałbym porozmawiać chwilę z Kingsleyem – rzekł,
stwierdzając, że niepotrzebnie się tłumaczy.
Cicho
wyszedł z pokoju gościnnego, który, na szczęście, nadawał się
do użytku, bo kilka tygodni przed bitwą gościli w nim Andromedę,
i powoli zszedł po schodach. Molly i Kingsley siedzieli w salonie.
Kobieta była wyraźnie roztrzęsiona, popijała wodę sporymi
łykami, natomiast mężczyzna usilnie próbował jej coś
wytłumaczyć.
Remus
bez słowa usiadł na fotelu. Teraz on wyczuł książkę, która
cały czas była tam schowana. W pierwszej chwili chciał ją
wyciągnąć, ale szybko uznał, że nie jest to właściwy moment.
– Molly,
uspokój się – poprosił Kingsley. – Uważam, że pomoc Severusa
jest bezpieczniejsza.
– Nie
– przerwała mu agresywnie kobieta. – Ty wcale tak nie uważasz.
Chcesz go po prostu sprawdzić, a moją córkę używasz jako
przynętę. Jeszcze niedawno, na zebraniu Zakonu nie byleś do niego
zbyt przyjaźnie nastawiony.
– To
nie tak, po prostu uważam, że szpital może być obserwowany i...
– Robisz
się taki sam jak Szalonooki! – oburzyła się Molly. – Wszędzie
widzisz jakiś podstęp! Na wolności zostało niewielu
śmierciożerców i jak na razie o żadnym nic nie usłyszeliśmy.
– Ale
zgodzisz się ze mną, że Ginny może być w niebezpieczeństwie.
– Tak,
może – przyznała. – Ale teraz jest w jeszcze większym, bo ty
nie chcesz zapewnić jej odpowiedniej opieki! Jestem jej matką i w
ogóle nie rozumiem, dlaczego cię słucham! – krzyknęła
oburzona, wstając z kanapy.
– Molly,
proszę – rzekł Remus. – Rozumiem, że się martwisz, ale teraz
już trochę za późno.
– Wątpię,
abyście oboje rozumieli... – burknęła, znów siadając
zrezygnowana. – Daję słowo, jak coś jej się stanie, to inaczej
będziemy rozmawiać, Kingsley. Z Billem też czeka mnie rozmowa.
Powierzyłam mu opiekę nad nią, a on co? Nawet nie wiedział, że
wymyka się z domu, już nie wspomnę o tej ranie.
Kobieta
cały czas się nakręcała i wierciła niespokojnie. Wstawała z
kanapy, robiła kilka kółek wokół pokoju i ponownie siadała.
Remus czuł, że serce zaczyna mu walić w piersi. Jak on by się
zachował, gdyby chodziło o Teda? Pewnie tak samo... W jednej chwili
zatęsknił za swoim synkiem. Był wściekły na siebie, że nie
odwiedził go przez ostanie kilka dni. Praktycznie nie wiedział, co
u niego słychać, jak się czuje.
Andromeda
miała rację... nie nadawał się na ojca.
* *
*
Ginny
śniła, że biegnie przez ogród pełen wonnych kwiatów. Otaczały
ją róże, tulipany i inne gatunki, których nie potrafiła nazwać.
Śmiała się, czując w duszy dziwny spokój i wyciszenie. Jej stopy
były bose, ale kamienie nie kaleczyły skóry.
Dawno
nie czuła takiej wolności.
Ciepłe
promienie słońca muskały jej twarz, rozpuszczone włosy wirowały
wkoło ciała, a cienka, biała sukienka, którą miała na sobie,
przylegała do skóry. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że nie ma
pod nią bielizny.
O
dziwo nie czuła się tym zażenowana. Wręcz przeciwnie.
– Ginny!
– Usłyszała za plecami znajomy głos. – Ginny, poczekaj na
mnie, jestem już za stary na takie maratony...
Jej
przyjazny śmiech rozniósł się echem wśród kwiatów. Nie
posłuchała jednak właściciela owego głosu i dalej pędziła
przed siebie. Słyszała za sobą głośny tupot stóp. Niemożliwe,
aby zbliżał się w tak szybkim tempie.
I
nagle trzask. Coś ciężkiego opadło na jej plecy. Jęknęła,
kiedy przewróciła się, łamiąc przy tym kilkanaście kwiatów.
Szamotała się przez chwilę, a potem udało jej się odwrócić na
plecy. Kilka cali od jej twarzy znajdował się ogromny pysk czarnego
psa.
– Chciałeś
mi złamać kręgosłup? – zapytała, kiedy wilgotny nos dotknął
jej policzka. – Wiesz, że nie mam z tobą żadnych szans, jak
jesteś w takiej formie. To oszustwo!
Pies
oparł przednie łapy o jej ramiona, a tylne zacisnął na wysokości
bioder, aby uniemożliwić jej wyrwanie się.
Łeb
pochylił się niżej. Gorący język zaczął łaskotać jej szyję.
Zamknęła oczy, czując, że jej ciało za chwilę eksploduje od
nagromadzonych przez tyle lat uczuć.
– Nie
lubię przegrywać. – Usłyszała zmysłowy głos na wysokości
ucha.
Otworzyła
oczy. Nie miała już nad sobą psa. Nad jej
twarzą nachylał się człowiek.
Syriusz
Black jeszcze nigdy nie wyglądał tak pięknie. Czarne oczy
lustrowały ją dokładnie, a z równie ciemnych włosów kapały
krople wody. Kap, kap, jedna za drugą opadały na jej odsłonięty
dekolt. Podbródek drżał mu z nerwów, a usta wygiął w
szarmanckim uśmiechu. Nie wyglądał tak, jak go zapamiętała. Był
młodszy...
– Myślałem,
że o tym wiesz – dodał.
Ginny
już otworzyła usta, aby mu odpowiedzieć, jednak nie była w stanie
tego zrobić. Poczuła na nich wargi Syriusza. Całował ją tak
zachłannie, że niemal nie była w stanie złapać tchu. Jedną rękę
wplótł w jej włosy, a drugą delikatnie uniósł plecy.
Dziewczyna
była zszokowana. Otwartymi oczami widziała rozmazaną twarz
kochanka. Jego język błądził po jej podniebieniu.
I
wtedy zdała sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie czuła takiego
narastającego podniecenia.
– Dlaczego,
dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy...? – powiedział, łapiąc
oddech. – Dlaczego nasze gwiazdy zawsze były tak bardzo od siebie
oddalone...?
– Kocham
cię... – jęknęła, kiedy ujął jej ciało i uniósł w
powietrze.
Nogami
oplotła jego biodra, a krótka sukienka podniosła się
niedyskretnie, odsłaniając pośladki. Jedną ręką chwyciła go za
kark, a drugą zanurzyła w czarnych włosach. Wygięła ciało w
łuk, aby mógł obsypać pocałunkami jej piersi.
On
też był już mocno podniecony. Bez problemu zrzucił z siebie
spodnie i bieliznę.
Kiedy
w końcu poczuła go w sobie, z jej ust wyrwał się długi jęk, a z
oczu popłynęły łzy. Nieświadomie wbiła paznokcie w jego skórę,
marząc, aby ta chwila trwała wiecznie. Na kilka długich minut
zatonęła w rozkoszy.
Na
początku próbowała powstrzymać krzyk, ale kiedy Syriusz zaczął
masować jej piersi, nie miała siły się powstrzymywać. Tonęła w
oceanie namiętności.
– Syriuszu...
– wyszeptała. – Błagam, nie zostawiaj mnie...
* *
*
Pani
Weasley uparła się, że zostanie przy córce przynajmniej do
wieczora, a Remus nie miał serca jej wyrzucać. Rozumiał, że
martwi się o swoje dziecko. Artur w tym czasie wybrał się z wizytą
do swoich synów, aby powiadomić ich o ewentualnym zagrożeniu.
Wyglądało
na to, że Severus stanął na wysokości zadania. Po godzinie noga
faktycznie zaczęła odzyskiwać dawny kolor, a rana pomału zrosła
się w dość widoczną szramę. Według Snape'a blizna zostanie już
na stałe.
Ginny
jednak dalej spała, wyczerpana bólem i gorączką, która utrzymała
się przez dłuższy czas. Remus jednak był w błędzie, myśląc,
że Molly będzie cały czas siedzieć przy dziewczynie. Kobieta
wzięła się za sprzątanie, a słowa sprzeciwu tylko utwierdzały
ją w przekonaniu, że jest potrzebna. Potem zabrała się za
gotowanie obiadu.
Mężczyzna
obserwował, jak krząta się w kuchni, nucąc pod nosem jeden z
przebojów swojej młodości. Wyglądała na pochłoniętą swoją
pracą.
– Remusie,
czy mogę cię o coś zapytać? – rzekła, otwierając szafę w
poszukiwaniu garnka.
– Tak,
bardzo proszę – odpowiedział zaskoczony.
– Dlaczego
zostawiłeś Teda u Andromedy?
Pytanie
zawisło w powietrzu, a Lupin przełknął głośno ślinę. Zmusił
się do uśmiechu, choć tak naprawdę marzył o tym, aby w końcu
dać upust emocjom. Zakrył usta dłonią.
– Bo
tam jest mu lepiej – odpowiedział, a jego głos zadrżał
niebezpiecznie.
Kobieta
odłożyła na blat dużą łyżkę i odwróciła się do niego.
Pokręciła głową, ale po jej twarzy nie było widać, aby była
zła. Wręcz przeciwnie. W oczach czaił się ogromny smutek.
– Nieprawda
– powiedziała. – Miejsce dziecka jest przy rodzicach.
– Łatwo
powiedzieć. Nie czuję się gotowy, nie wyobrażam sobie, abym
mógł...
– Remusie,
myślisz, że wszyscy ludzie czują się gotowi, kiedy dowiadują
się, że będą mieć dziecko? Na świecie zdarzają się straszne
tragedie, ale ty powinieneś się cieszyć, że masz Teda! Nawet
sobie nie wyobrażasz, co czuje rodzic, kiedy jego dziecko ociera się
o śmierć. Wiem, że zabrzmi to brutalnie, ale myślę, że łatwiej
oswoić się z utratą ukochanego niż własnego dziecka.
Lupin
poczuł ciarki na plecach, kiedy Molly się odwróciła i popatrzyła
w okno. Deszcz nadal uderzał w lekko zabrudzone szyby.
– Tobie
też zawsze będę wdzięczna, że rok temu uratowałeś George'a...
– szepnęła.
– To
było oczywiste – przyznał.
– Nie
dla każdego. Dlatego teraz, powierzając ci Ginny, czuję, że mogę
być o nią spokojna. Ale z drugiej strony chciałabym, abyś zadbał
też o swoje sprawy. Andromeda też potrzebuje trochę wytchnienia.
Remus
westchnął głośno, opierając czoło na dłoniach. Tak bardzo
chciał przestać myśleć, móc rzucić to wszystko i po prostu
odejść.
– Nie
mam siły – rzekł, a z jego piersi wyrwał się cichy szloch. –
Bez Dory nie mam siły...
Molly
nie zastanawiała się długo. Podeszła do mężczyzny i przytulił
go mocno do swojej piersi. Nic nie mówiła, kiedy zaczął płakać
jak małe dziecko. Nie pocieszała i nie zapewniała, że wszystko
będzie dobrze. Po prostu była przy nim.
* *
*
– Syriusz...?
– jęknęła, półprzytomnie otwierając oczy.
W
pierwszej chwili, Ginny nie wiedziała, co się wydarzyło. Znów
obudziła się w zupełnie nowym miejscu, na nieznanym jej łóżku,
w pokoju, który niczego jej nie przypominał. Rozejrzała się
niespokojnie po pogrążonych w półmroku ścianach. Jej wzrok
zatrzymał się na kobiecej sylwetce, siedzącej na krześle tuż
przy łóżku.
Bez
problemu rozpoznała w niej swoją matkę.
Molly
drzemała z odchyloną głową. W rękach trzymała rozpoczętą,
ręczną robótkę. Ginny też miała w swoim życiu krótki epizod z
dzierganiem swetrów, ale w obecnej chwili wolała o nim zapomnieć,
bo za bardzo przypominał jej smutne chwile.
Uniosła
się delikatnie na łokciach. Nie czuła bólu, w zasadzie nic nie
czuła.
Przez
jej plecy przebiegł dreszcz strachu. Nerwowo uniosła kołdrę i
odetchnęła głęboko, zdając sobie sprawę, że noga jest na swoim
miejscu. Grubym bandażem miała obwiązane całe udo i nie mogła
pozbyć się wrażenia, że noga jest mocno napuchnięte.
Przykryła
się ponownie i opadła na poduszkę.
Nagle
usłyszała ciche skrzypnięcie krzesła. To jej mama poruszyła się
niespokojnie, a potem powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się i
zatrzymała wzrok na wpatrującej się w nią córce. Westchnęła z
wyraźnym uczuciem ulgi.
– Wiesz,
jak mnie wystraszyłaś? – spytała, nachylając się nad nią i
całując w czoło.
– Wiem,
przepraszam... – szepnęła.
Pani
Weasley chwyciła ją mocno za rękę i przysiadła na brzegu łóżka.
W czułym geście odgarnęła jej z czoła niesforne kosmyki włosów.
– Powinnaś
je ściąć – oświadczyła. – Są za długie...
– Może
kiedyś...
Zapadło
milczenie, a Ginny czuła, że w jej gardle narasta niewygodna gula.
Chciała o coś zapytać, ale nie miała odwagi. Czekała, myśląc,
że może mama sama poruszy ten temat. Niestety. Kobieta wyglądała
na mocno zmęczoną.
– Mamo,
powinnaś się przespać – rzekła dziewczyna. – Wracaj do domu.
– O
nie, dziecko, jeszcze jesteś za młoda, aby mi mówić, co mam robić
– oświadczyła srogo. – Ty śpij, ale mną się nie przejmuj.
– Przecież
uzdrowiciele zaraz cię stąd wyrzucą – burknęła.
Dłoń
pani Weasley zacisnęła się mocniej na jej drobnych palcach.
Popatrzyła córce w oczy i pokręciła delikatnie głową.
– Nie
jesteś w szpitalu, Ginny. Kingsley sprowadził Snape'a i to on
oczyścił ci ranę. Cały czas jesteśmy w domu Remusa.
Dziewczyna
westchnęła, przypominając sobie wszystko, co się wydarzyło.
Lucjusz, książka, przesłuchanie... to wszystko było uśpioną
masą w jej głowie. Miała wrażenie, że o wiele wyraźniejsze były
sny, które nawiedziły ją po zamknięciu oczu.
I
Syriusz...
– Mam
tu zostać? – zapytała, przypominając siebie ostatnią rozmowę.
– Tak,
na jakiś czas.
– Ostatnio
miałam układać myśli w Muszelce i nic z tego nie wyszło.
Dlaczego tu miałoby być inaczej?
Pani
Weasley nie odpowiedziała. Gładziła delikatnie jej policzki,
myśląc tylko o tym, aby już nigdy nie musiała przeżywać czegoś
podobnego.
Pierwsza! Teraz będę się tym jarać!
OdpowiedzUsuńTeraz więc pora na komentarz ;)
UsuńRozdział jest cudny, słowo daję i nie myślałam, że dodasz tak szybko ;3
Jestem zachwycona. Ginny miała wspaniały sen. Okropnie podoba mi się cały rozdział.
I cóż tu więcej napisać?
Po prostu nie mogę doczekać się kolejnego!
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadania! Piszesz po prostu cudnie. Czyta się to tak wspaniale, że brak słów. Historia ma ręce i nogi, nie zapominasz o wątkach, nie trzowysz niepohamowanej masy bohaterów, których ciężko rozróżnic, gdyż wszyscy są tacy sami. Twoje postacie żyją. Jednym słowem po prostu znasz się na rzczy i wiesz co robisz. Jestem zauroczona. Jakiś czas temu przeczytałam również "Pokaż Twarz" i właśnie wtedy zakochałam się w twojej twórczości. Do tej pory wracam to niektórych fragmentów tamtego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny. Cieszy mnie, że wróciłaś do tego bloga, gdyż ostatnio tak długo cię nie było, że już zaczęłam wątpić czy będzie mi dane poznać koniec tej histori. Trzymam kciuki, żeby zapał Cię nie opuścił :)
Agnes
Rozdział cudny i wspaniały *-*
OdpowiedzUsuńSen Ginny był po prosty: Z A R Ą B I S T Y .
czekam z niecierpliowością na nowy rozdział, zapraszam do siebie : http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/
Pozdrawiam
Astoria
Kurczę, nie spidziewalam się, ze ze Snape'a jest taki dobry lekarz, fajnie xD szkoda ze sen Ginny ńie był lrawdą, był tak rewlistyczny, a jego treść...och. Remus powinien odwiedzić teda i mam nadzieję, ze to zrobi. Pani weasley matkowała tutaj ńie tylko własnej córce. Czekam na cd :)
OdpowiedzUsuńzapiski-condawiramurs
I znowu kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńElfabo jesteś cudowna kochana.
Cały rozdział bardzo mnie poruszył.
Z pierwszej chwili nie uwierzyłam, że wszystko było snem.
I oczywiście Syriusz w rokli głównej.
Czy mówiłam już jak bardzo go kocham?
I jak wspaniale wyglądał u boku Ginny... aż jej zazdroszczę. Takie małe zboczenie xp.
I na końcu rozmowa Ginn z matką.
Niby krótka końcówka ale jakże piękna.
Oby nowy rozdział pojawił się równie szybko.
pozdrawiam mocno.
No, przyznam, że ten sen zrobił na mnie wrażenie. To ciekawe, że zawsze łączysz Ginny i Syriusza, masz wyczucie i potrafisz ładnie pokazać ich... miłość. Szkoda, że dziewczyna musiała się obudzić.
OdpowiedzUsuńAle jest jeszcze Remus! :D Widać, że martwi się o dziewczynę.
Tak mnie tchnęło, że świetnie potrafisz pokazać charaktery postaci. Są takie, jakie zapamiętałam z kanonu - chyba, że celowo ich zmieniasz. Na przykład Molly z tego rozdziału. Wykapana pani Weasley.
Pozdrawiam :P
Hej zainteresował mnie twój blog, jest naprawdę świetny. Ciężko jest zwrócić moją uwagę a tobie się to udało. W związku z tym zapraszam na nowo powstałego bloga z najlepszymi opowiadaniami : ]
OdpowiedzUsuńhttp://beststoriesblogs.blogspot.com/
Boskie , po prostu boskie 😍.Wesołych Świąt 😉.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dobrze, że po części zaufali Snapowi i dali zbadać dziewczynę jemu. W szpitalu mogliby się dopytywać, co spowodowało ten obrzęk i pewnie to by ich mocno zaniepokoiło, może nawet do aurorów by się zwrócili. Choć przypuszczam, że Kingsley by wszystko załatwił.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie tego, co może przeżywać też Molly. ranny George, śmierć Freda (nie pamiętam już, czy go uratowałaś w swoim opowiadaniu, bo dość dawno byłby publikowane wcześniejsze rozdziały, ale jak co to pomiń wątek), a teraz Ginny. Sądzę, że dobrze postąpiła dając w opiekę swoją córkę Remusowi. Przy nim z pewnością będzie bezpieczna :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Długo mnie tu nie było, ale na szczęście nazbierało się kilka rozdziałów.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nawet Molly zauważyła już bezradność Lupina. Czy nie przyszedł czas, by wziąć się w garść?
Widzę, że zainteresowanie Ginny Łapą przekracza granicę zwykłej fascynacji. Jestem bardzo ciekawa, co się dalej wydarzy.