W
Muszelce pozbierasz myśli...
Z
niewielkiego okna na piętrze roznosił się widok na morze. Ginny
siedziała na szerokim parapecie, obejmując nogi rękoma. Ostry
wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy. Słyszała głośny szum
fal obijających się o skalisty klif i skrzekot mew. W powietrzu
czuć było morską sól.
Bezczynność
zaczęła ją przerastać. Tak wiele razy obiecywała sobie, że
odnajdzie serce Harry'ego, ale za każdym razem kończyło się to
tak samo. Nie miała pojęcia, od czego zacząć. Wpatrywała się
beznamiętnie w błękit nieba, mając nadzieję, że gdzieś tam
znajdzie wskazówkę.
W
końcu odważyła się zejść z parapetu. Rozejrzała się po swoim
niewielkim pokoju. Denerwowała ją biel ścian i jasny parkiet.
Wszystko wydawało się sterylne i czyste. Jej myśli nie potrafiły
się przyzwyczaić. Zrozumiała, że jeśli zostanie tutaj dłużej,
to zwariuje. O dziwo, potrzebowała czegoś innego, mroku. Snape sam
powiedział, że wycięcie serca ma związek z czarną magią. Skoro
tak, to odpowiedzi na pewno nie znajdzie w jasności.
Ginny
w pośpiechu dopadła szafy na ubrania i przebrała się w ciemne
spodnie i sweter. Włosy związała w ciasny warkocz, aby jej znak
rozpoznawczy nie rzucał się zbytnio w oczy, i chwyciła brązową
pelerynę z szerokim kapturem. Nie założyła jej, aby nie wzbudzać
niepotrzebnych podejrzeń.
Na
palcach wyszła z pokoju. Bill od rana był w pracy, ale z parteru
usłyszała krzątaninę Fleur. Nie mogła wyjść bez słowa, bo
znów podnieśliby niepotrzebny alarm. Na miękkich kolanach zeszła
ze schodów i wkroczyła do pięknej kuchni. Widok wychodził na
morze i właśnie dlatego jedna ściana była zupełnie oszklona,
dając poczucie bliskości z niebezpiecznym żywiołem. Tam również
było jasno, a na suficie znajdowała się piękna mozaika z muszli.
Przy
kuchennej szafce stała Fleur. Jej uroda idealnie wpasowała się do
wnętrza. Długie, jasne włosy sięgały jej pasa, a zgrabne nogi
wychodziły spod eleganckiej, niebieskiej sukienki. Stała tyłem,
więc w pierwszej chwili nie zauważyła Ginny. Dopiero kiedy
odchrząknęła głośno, kobieta odwróciła się i popatrzyła na
nią jasnymi oczami. Na jej pełnych wargach pojawił się uśmiech.
– Oui?
– zapytała.
– Chciałam
wyjść na jakiś czas – rzekła szybko Ginny. – Umówiłam się
z Luną na Pokątnej – skłamała gładko. Wiedziała, że gdyby
miała do czynienia z Billem, to od razu rozpoznałby, że nie mówi
prawdy.
– Oui,
to nie jest więzienie, możesz iść – powiedziała Fleur, kiwając
delikatnie głową.
Ginny
podziękowała jej uśmiechem, odwróciła się.
– Poczekaj...
– Usłyszała głos kobiety. – Jest bardzo ładna pogoda. Załóż
coś cieńszego i nie bierz płaszcza, bo ci się nie przyda.
Ginny
popatrzyła na swoje ubranie i zestawiła je z letnią sukienką
Fleur. Może i pogoda była ładna, ale dziewczyna wątpiła, aby
było na tyle ciepło, aby ubrać coś takiego.
– Wolę
mieć ją w razie czego – wytłumaczyła, wskazując pelerynę.
A
potem wyszła z domu i zeszła z niewielkiego klifu, aby nie
teleportować się z posesji jej brata. Tam nałożyła na siebie
pelerynę i naciągnęła kaptur, chowając pod nim rude włosy.
Miała trochę czasu, to normalne, że spotkanie z Luną mogłoby się
przedłużyć.
* *
*
Nie
powinna się teleportować. Nie miała jeszcze siedemnastu lat i
formalnie nie dostała zaliczenia tej umiejętności. Wiele
ryzykowała i trochę się zdziwiła, że Fleur nie poruszyła tego
tematu przed wyjściem. Prawdopodobnie w ogóle o tym nie pomyślała.
Ze
względu na dużą odległość lądowanie nie było przyjemne.
Zachwiała się niebezpiecznie, ale z ulgą stwierdziła, że
wszystkie części ciała są na swoim miejscu. Gdyby się
rozszczepiła, to mogłaby zapomnieć o samodzielnym opuszczaniu
Muszelki.
Rozejrzała
się niespokojnie. Znajdowała się w ciemnej, wąskiej uliczce
otoczonej rozpadającymi się kamienicami. Poczuła nieprzyjemny
zapach zgnilizny, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Sama chciała
się tu zjawić, a teraz za wszelką cenę powstrzymywała się od
ucieczki.
Naciągnęła
mocniej kaptur, żałując, że nie spróbowała ukryć jakoś
piegów. Wzięła kilka głębokich wdechów i ruszyła przed siebie.
Szybko okazało się, że wąska uliczka była jednym z
najbezpieczniejszych miejsc na Nokturnie.
Starała
się pewnie stawiać kroki, ale i tak miała wrażenie, że drżące
kolana za chwilę odmówią jej posłuszeństwa. Zastanawiające było
to, że choć niebo było bezchmurne, to ulice pogrążone były w
mroku. Podejrzane osobniki w podartych łachmanach mierzyły ją
nabrzmiałymi od krwi oczami i szczerzyły niemal zupełnie czarne i
połamane zęby. Dziewczyna poczuła się bezpieczniej, kiedy
zacisnęła palce na trzonku różdżki.
W
powietrzu unosił się nieprzyjemny swąd alkoholu, potu i
spalenizny.
Co
dalej? – zapytała się w myślach. – Zjawienie się tutaj
było czystym szaleństwem.
Rozejrzała
się niepewnie. Wiedziała, że aurorzy co jakiś czas robili nalot
na to miejsce. Gdyby któryś z nich się tu zjawił i ją zobaczył,
to miałaby problemy, o których wolała teraz nie myśleć.
Ginny
poczuła, że zaczyna się coraz bardziej denerwować. Zimna strużka
potu spłynęła po skroniach, a cała zawartość żołądka
podeszła do gardła. I nagle czyjaś dłoń chwyciła ją za ramię.
Jęknęła, kiedy szponiaste palce wbiły się w skórę. Nawet gruba
peleryna nie dała jej ochrony.
Ze
strachem obróciła głowę i spojrzała prosto w czarne oczy
starszej kobiety. Czarownica wyglądała przerażająco. Jej ciemne
włosy były brudne, a tiarę, którą miała na głowie, pokrywał
splot pajęczyn. Wygięła usta w ironicznym uśmiechu, ukazując
sznur połamanych zębów.
– Szukasz
czegoś, panienko? – spytała, próbując zerwać jej z głowy
kaptur.
Dziewczyna
odskoczyła nerwowo, wpadając na kolejną postać. Niskiego,
garbatego mężczyznę bez nosa. Z jej ust wyrwało się ciche
jęknięcie.
– Nie
chcemy tu takich jak ty! – wrzasnął, wymachując nerwowo ręką.
– Przepraszam,
ja chcę się dostać do sklepu Borgina i Burkesa – powiedziała i
dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie powinna się
tłumaczyć.
Garbaty
mężczyzna zaśmiał się głośno, a kobieta znów chwyciła ją za
ramię. Ginny zauważyła, że cała scena przyciągała coraz więcej
gapiów. Czuła, że jest w potrzasku. Nie miała gdzie uciec, bo
przerażający czarodzieje otaczali ją z każdej strony.
– Sklep
jest zamknięty – rzekła czarownica, dotykając jej policzka.
Poczuła ból, kiedy jej paznokieć wbił się w gładką skórę.
Była jednak zbyt przerażona, głos uwiązł jej w gardle.
– W
takim razie powinnam już iść – jęknęła, co wywołało jeszcze
głośniejszy śmiech jej prześladowców.
– Co
taka dziewczynka szuka u Borgina i Burkesa? – dopytywała się
dalej kobieta. – Może my jakoś ci pomożemy.
Krąg
zaczął się zacieśniać, a ona poczuła, że nogi odmawiają jej
posłuszeństwa. Jakie miała szanse, że uda jej się wyciągnąć
różdżkę? A nawet jakby, ilu z nich będzie w stanie oszołomić?
Dwóch? Góra trzech...
– Zostawcie
ją. – Usłyszała po chwili, a kolana się pod nią ugięły.
Głos
był jej znany, ale w tamtym momencie nie potrafiła powiedzieć, do
kogo należał. Nie miało to większego znaczenia, ktoś stanął w
jej obronie i to było najważniejsze. Obrzydliwa czarownica cofnęła
rękę, a tłum rozstąpił się, aby ów osobnik mógł przejść.
Dopiero
kiedy wysoki czarodziej stanął naprzeciwko niej, zrozumiała, że
za wcześnie na radość. W zasadzie powinna bać się jeszcze
bardziej. Mężczyzna był wychudzony i przypominał cień dawnego
siebie. Jego blond włosy sięgały ramion. Nie były spięte, a
każdy sterczał w inną stronę. Uniosła głowę i spojrzała
prosto w szare oczy Lucjusza Malfoya. Kiedy ich wzrok się spotkał,
na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, a Ginny zrozumiała,
że ją poznał.
– No
proszę – rzekł i jednym ruchem ściągnął z jej głowy kaptur.
– Aurorzy podstawili cię jako przynętę?
Nawet
nie wiesz, jak bardzo bym chciała – powiedziała w myślach,
zaciskając mocniej palce na różdżce.
Ktoś
się zaśmiał, inny głos wydał z siebie siarczyste przekleństwo
pod adresem pracowników Ministerstwa Magii.
– Nie
– wydusiła z siebie i szybko pożałowała swoich słów.
Lucjusz
zacmokał głośno i dotknął jej twarzy. Poczuła ciarki pod jego
dotykiem.
– Masz
rację – przyznał. – Artur nie pozwoliłby narażać swojej
małej córeczki. Czego więc tu szukasz?
Znów
cofnęła się o krok, ale jego dłoń była równie szybka. Złapał
ją mocno za nadgarstek i wykręcił rękę. Przez jej głowę
przeszła przerażająca myśl – ten mężczyzna nie miał już
nic do stracenia.
– Chcesz
poznać sposób na uratowanie Pottera? – zapytał, nie podnosząc
głosu.
Ginny
mechanicznie pokiwała głową, a Lucjusz uśmiechnął się
ironicznie.
– Chodź
za mną – oświadczył, a potem ruszył przed siebie.
Przez
kilka sekund dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Lucjusz nawet się nie obejrzał, ale czy aby na pewno mogła uciec?
Czarodzieje i czarownice w obdartych strojach zagradzali jej drogę.
W każdej chwili któryś z nich mógł ją złapać. Tak naprawdę
nie miała innego wyjścia. Poza tym jeśli będzie sama z Malfoyem,
to istnieje większe prawdopodobieństwo, że sobie z nim poradzi.
Ktoś
popchnął ją agresywnie, przez co omal nie straciła równowagi.
Nie miała innego wyjścia. Szybkim krokiem ruszyła za jednym z
największych wrogów jej ojca, marząc o tym, aby jakiś auror
postanowił jednak się tu zjawić.
Szli
labiryntem wąskich uliczek, w pewnym momencie dziewczyna miała
wrażenie, że kręcą się w kółko. A potem Lucjusz się nachylił
i otworzył właz prowadzący do podziemnego korytarza. Ginny
rozejrzała się nerwowo. W okolicy nie dostrzegła żywej duszy.
Mogła go zaatakować i spróbować uciec, ale wtedy mogłaby stracić
okazję do zrobienia kroku w stronę rozwiązania zagadki Harry'ego.
Przecież Ron wspominał, że byli więzieni w domu Malfoyów... a
jeśli to tam wycięto serce jej ukochanego? Nie miała wyjścia,
musiała postawić wszystko na jedną kartę.
– Zamknij
za sobą właz. – Usłyszała.
Bez
słowa weszła do tunelu, kiedy wykonała jego polecenie, w korytarzu
zapanowała zupełna ciemność. Chwyciła się ściany, czując że
serce przyspiesza w jej piersi. Nie odważyła się wyciągnąć
różdżki i oświetlić sobie drogi. Cały czas słyszała przed
sobą kroki Lucjusza i starała się podążać jego śladem.
Po
kilku minutach, które zdawały się trwać wieczność, zatrzymał
się. Usłyszała brzdęk zamka i skrzypnięcie drzwi.
I
nagle zrobiło się jasno.
Wkroczyli
do sporego, okrągłego pomieszczenia o niskim sklepieniu. Było to
miejsce wypełnione po brzegi książkami, flakonami z dziwnymi
substancjami, słoikami, z których spoglądały gałki oczne i
mnóstwem innych przedmiotów, które nie przywoływały na myśl
niczego dobrego.
Na
środku stał obszerny stół, a na jego blacie leżała spora księga
oprawiona w skórę. Lucjusz od razu zauważył, co przykuło jej
uwagę.
– Tam
znajdziesz odpowiedź – oświadczył, podchodząc do woluminu i
dotykając okładki. – Ale nie sądzę, że to dobra lektura dla
ciebie.
Ginny
zacisnęła dłonie w pięść i nagryzła wargę. Od stołu dzieliło
ją kilka kroków, ale miała wrażenie, że jej nogi są z ołowiu.
Nie była w stanie oderwać stopy. Dlaczego, będąc na górze,
nie zawiadomiłam nikogo z Zakonu? – przeszło jej przez myśl.
– Dlaczego
te wszystkie rzeczy są tutaj? – zapytała, czując, jak atmosfera
zaczyna gęstnieć. Miała wrażenie, że za chwilę nie będzie
miała czym oddychać.
– A
jak myślisz?
– Ukrywacie
je przed ministerstwem i Zakonem – odpowiedziała, rozglądając
się po półkach. – Więc dlaczego mi je pokazujesz?
Lucjusz
uniósł wzrok i uśmiechnął się krzywo. W jego oczach dostrzegła
coś, czego nigdy nie chciała widzieć. Chory błysk pożądania.
Cofnęła się i jednym ruchem wyjęła różdżkę. Mężczyzna
zaśmiał się głośno.
– Naprawdę
nie mogę uwierzyć, że poszło mi tak samo łatwo jak z
jedenastoletnią dziewczynką.
Lucjusz
również wyciągnął różdżkę. Machnął nią nieznacznie, a w
pierwszej chwili Ginny miała wrażenie, że nic się nie wydarzyło.
Dopiero po sekundzie usłyszała świst przy swoim lewym uchu. W
ostatniej chwili uchyliła się przed nadlatującym z zawrotną
szybkością nożem.
Ostrze
z głuchym brzdękiem opadło na podłogę. A ona popełniła
karygodny błąd. Straciła z oczu Malfoya.
– Crucio.
– Usłyszała jego spokojny głos.
Zaklęcie
ugodziło ją w pierś. Przez ułamek sekundy nie czuła nic. Osunęła
się na kamienną podłogę, nie mogąc złapać tchu. Nawet nie
zauważyła, kiedy różdżka wypadła jej z dłoni. Pierwsza fala
bólu przyszła niespodziewanie powoli. Najpierw objęła jej głowę.
Wbijała cienkie szpilki w skronie. Bała się tego, co za chwile
miało się wydarzyć.
Krzyknęła.
W
jej mięśniach i kościach zapłonął ogień. Krew zaczęła się
buzować i gotować w żyłach. We wnętrzności wbiło się tysiące
noży. Jej ciało wiło się w spazmach bólu, a głowa uderzała o
twardą posadzkę.
I
nagle, zupełnie niespodziewanie wszystko ustało. Ginny czuła, że
jest cała mokra od potu. Włosy przykleiły się do twarzy. Nie
mogła złapać tchu. I wtedy zdała sobie sprawę, że Lucjusz stoi
przy niej.
Chwycił
ją za nadgarstki i postawił na nogach, cały czas podtrzymując.
Gdyby puścił, pewnie znów by upadła. Jednym ruchem odpiął jej
pelerynę i rzucił na podłogę, a ją pchnął w kierunku stołu.
Ginny
oparła się o chłodny blat, czując w ustach smak krwi. Była tak
przerażona, że nie potrafiła racjonalnie myśleć. Jej wzrok padł
na grubą księgę. Zmrużyła oczy, aby w słabym świetle odczytać
jej tytuł.
– Jak
oszukać śmierć – wyszeptała.
– Co
tam mruczysz?
Usłyszała
kolejny świt, a potem poczuła ostry ból z tyłu uda. Krzyknęła,
bojąc się odwrócić. Oparła czoło na zimnym blacie i dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, jak wielki popełnia błąd. Lucjusz się
zbliżył i złapał ją za ręce. Z całej siły wykręcił do tyłu
jej nadgarstki, a potem nachylił się nad jej uchem.
– Jak
sądzisz, czego by nie chciał tatuś dla swojej ukochanej córeczki?
– zapytał, a ona poczuła ostry odór alkoholu. Jak to możliwe,
że wcześniej umknęło to jej uwadze?
Wzdrygnęła
się, a oczy zaszły jej łzami, kiedy jego język dotknął jej
ucha. Próbowała się poruszyć, ale nie miała siły wyrwać się z
jego uścisku. Położył dłoń na pośladku. A potem zszedł coraz
niżej, aż dotknął miejsca, które nadal przeszywał ogromny ból.
Palce Lucjusza zacisnęły się na świeżej ranie.
Ginny
wrzasnęła tak głośno, że rozbolała ją krtań.
– Jak
będziesz grzeczna, to postaram się, aby blizna nie była zbyt
widoczna – powiedział, a potem uniósł jej ciało i posadził na
brzegu stołu.
Uniósł
jej twarz i zmusił, aby spojrzała w oczy.
– Nie
bierz tego do siebie – rzekł, a potem pchnął tak mocno, że
uderzyła plecami w blat stołu. Straciła nadzieję, kiedy jego
dłonie zaczęły siłować się z guzikiem jej spodni.
Ty
byś mnie uratował – pomyślała.
I
wtedy wydarzyło się coś, czego nie potrafiła racjonalnie
wytłumaczyć.
* *
*
Ginny
zapomniała, jak się oddycha. W rękach trzymała opasłe tomisko w
skórzanej oprawie, które dodatkowo owinęła znalezionym w
magazynie materiałem. Miała wrażenie, że krew jest wszędzie. Na
rękach, swetrze i spodniach tworzyły się szkarłatne plamy.
Przy
każdym kroku umierała z bólu. Udo paliło ją tak bardzo, jakby
ktoś dotykał je rozgrzanym do czerwoności żelazem. Dziewczyna
oparła się plecami o ścianę starej kamienicy. Dyszała, a po jej
twarzy płynęły łzy.
Nie
wiedziała, co dalej robić. Jeśli ktoś się dowie o tym, co się
stało, to do końca życia będzie musiała za to pokutować.
Wyciągnęła
z kieszeni różdżkę. Na jedną chwilę skupiła wszystkie myśli,
a potem teleportowała się w pobliże Muszelki. Tym razem nie
utrzymała równowagi i upadła na ciepły piasek. Nie powstrzymała
krzyku, który wyrwał się z jej piersi.
Robiło
jej się ciemno przed oczami, ale dała radę wstać. Nie miała
pojęcia, która jest godzina, nie widziała, czy Bill wrócił już
z pracy. To nie miało znaczenia. Szła przed siebie aż do
niewielkiego domku na klifie.
Cicho
otworzyła drzwi. Usłyszała kroki i brzdęk naczyń dobiegający z
kuchni. Nagryzła wargę i doszła do schodów. Oparła się o
balustradę i z trudem zrobiła pierwszy krok.
– Bill,
to ty? – Usłyszała pytanie Fleur.
– Nie
– odpowiedziała, a głos jej zadrżał. – To ja, Ginny.
– Tak
szybko wróciłaś? Jesteś głodna, czy poczekamy na Billa z
obiadem?
– Poczekamy
– rzekła krótko, dziękując w duchu, że kobieta nie wynurzyła
nosa z kuchni.
Dziewczyna
zmusiła swoje ciało do heroicznego wysiłku i najpierw udała się
do pokoju. Wsunęła pod łóżko owiniętą w materiał książkę i
poszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. W pośpiechu zdjęła
brudne ubranie. Musiała je spalić, nie miała innego wyjścia.
Ginny
spojrzała w lustro i zadrżała. Była cała brudna, po jej nogach
spływała krew. Odwróciła się, aby spojrzeć na ranę na udzie i
omal nie pisnęła. Namoczyła ręcznik i zaciskając zęby, udało
jej się obmyć ślad. Miała tylko chwilę, aby przyjrzeć się
głębokiej szramie i czarnej obwódce wokół niej. Nie wyglądała
na zwykłe cięcie.
Dziewczyna
poszukała w apteczce maść na szybkie krzepnięcie krwi i mając
nadzieję, że nie zrobi sobie większej krzywdy, nałożyła
specyfik. W pierwszej chwili miała wrażenie, że popuści z bólu.
Potem chwyciła bandaż i zaczarowała go, aby nie przykleił się do
rany oraz nie zmoczył i ciasno zawiązała wokół uda. Zdrowy
rozsądek podpowiadał jej, że powinien to obejrzeć uzdrowiciel,
ale jak wytłumaczyłaby, skąd to się wzięło.
Czuła
się słaba i zmęczona. Straciła zbyt dużo krwi, aby teraz
racjonalnie myśleć. Chwyciła się umywalki i zapłakała nad tym,
co przed chwilą zrobiła.
* *
*
Niektórzy
chyba źle mnie zrozumieli. Tydzień temu nie byłam załamana
czeskim... po prostu utraciłam kogoś bardzo dla mnie ważnego
i stąd ten przygnębiający nastrój. A czeski? Zmieniłam grupę.
Mam co prawda okienko, ale przeżyję, bo w końcu jestem zadowolona.
Przepraszam,
że na nowym blogu nic się jeszcze nie pojawiło, ale ciągle nie
mogę się za to zabrać, bo zmieniłam koncepcje i muszę napisać
raz jeszcze rozdział pierwszy... a z czasem trochę kiepsko. Co
prawda mam wolny poniedziałek, a we wtorek tylko angielski i w-f
(jak kiedyś nie pojawi się notka to znaczy, że zabiłam się na
ściance wspinaczkowej) ale środa, czwartek i piątek są zawalone
od rana do... no, aby nie skłamać – późnego popołudnia, ale
zanim przetoczę się przez centrum Wrocławia i coś zjem robi się
17:00... Myślę raczej pozytywnie, ale żeby nie było, to tutaj
dodaję rozdziały co tydzień.
Ok.
Kończę. Pozdrawiam!
PS: Nowy szablon by się przydał... a nie wiem kiedy otwierałam photoshopa..
Rozdział... Cóż, zdecydowanie był wart tego, żeby na niego czekać. Ginny zrobiła to, co zwykle - wpadła na pomysł i nim rozważyła wszystkie za i przeciw, postanowiła wcielić go w życie. Choć z drugiej strony - jakie ma wyjście? Nic innego jej już raczej nie zostało, a po ostatnich wydarzeniach można szczerze wątpić, czy aby na pewno Ginny jest zdolna teraz myśleć do końca rozsądnie.
OdpowiedzUsuńRealia Nokturnu oddałaś bardzo ładnie i plastycznie, choć Lucjusz to też nie jest tam chyba do końca legalnie. W kanonie za niego i jego rodzinę poświadczył Harry, a tu wiadomo, że raczej nie jest do tego chwilowo zdolny... Biorąc jednak pod uwagę kryjówkę i jego ogólne zachowanie, to właśnie całkiem możliwe, że ucieka przed procesem. Inna sprawa, że moja dusza odwiecznego shippera Lucjusz/Narcyza i wiary w to, że stanowili jednak szczęśliwe małżeństwo (a przynajmniej kochające się) wyła w czasie sceny gwałtu na Weasleyównie.
Właśnie, sama scena jest też dobrze opisana - nie ma żadnego upiększania tego, co się dzieje. Jest brudno, brzydko, okropnie i źle - bo jak ma być inaczej? Z jednej strony wiem, że Ginny niejako polazła za Lucjuszem po to, aby uratować Pottera, ale z drugiej... Czy to naprawdę jej coś da? W końcu trudno ufać Malfoyowi. Chyba, że jednak też liczy, że coś ugra na pobudce Harry'ego. Przykładowo ułaskawienie. xD
Przykro mi z powodu Twojej straty, naprawdę. Mam nadzieję, że już się pozbierałaś albo, że niebawem dasz radę. Jesteśmy z Tobą, serio! A brak czasu... Cóż, teraz chyba na to cierpi cała blogosfera.
Pozdrawiam (;
Hmmm to faktycznie, prawdę pomyślawszy ja też tak pomyślałam z pierwszej chwili.
OdpowiedzUsuńSzkoda wielka, ale mam nadzieję iż powoli dojdziesz do siebie i wszelkie smutki przeminą.
Sam rozdział bardzo mnie poruszył.
Głównie tym spotkaniem Lucjusza z Ginny.
Czy on ją zwgałcił, czy zrobił coś gorszego?
Aż sama wolę nie myśleć, gdyż Malfoy jest naprawdę okrutnym człowiekiem.
Opisałaś to w taki sposób że czułam ciarki na pleach i nie mogłam się oderwać od czytania tekstu.
Naprawdę aż takich wrażeń się nie spodziewałam i wcale nie narzekam że u Ciebie rozdziały są krótkie.
Może dlatego, że bazujesz na emocjach lepiej niż jakikolwiek znany mi autor, czy autorka.
Naprawdę uważam że powinnaś napisać i pokazać coś własnego.
Do tej pory czytałam Butter Hill i uważam że szkoda iż zrezygnowałaś z tej historii.
Jako jedna z niewielu masz zadatki na dobrego pisarza i powinnaś poszerzać swoje możliwości.
Naprawdę mocno wierzę i trzymam kciuki.
Jeżeli kiedykolwiek wydasz książkę oczywiście chce być pierwsza w kolejce, która ją kupi!
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.
No więc, wiem, że nie powinno zaczynać się zdania od więc, twój blog jest świetny, a opowiadanie jest po prostu za*ebiste. Jesteś naprawdę niewiarygodna i masz taką lekkość pisania, że nie można się oderwać od tego co piszesz. Ogarnęłam całość i naprawdę jestem pod wrażeniem. Harry Potter to całe moje dzieciństwo. Pamiętam nawet jak moje siostry tłumaczyły 7 część Pottera z angielskiego na polski zanim ukazała się nareszcie ostatnia część, a sama czytałam każdą część po kilka razy. Fajnie jest wracać teraz od czasu do czasu do tych książek, do których mam sentyment, a już na pewno poczytać sobie coś o Harrym. Twoje opowiadanie nie jest tak naprawdę o potterze, bo główną bohaterką jest Ginny, ale ja zawsze bardzo lubiłam Ginny ( choć muszę ci się przyznać, że uważam, że Harry powinien jednak związać się z Hermioną Granger :D ). Hm... Więc Ginny kochała się kiedyś w Syriuszu? Trochę kontrowersyjne, ale podoba mi się :D Podoba mi się również, że Syriusz bierze udział w tych wydarzeniach opisywanych przez ciebie chociaż umarł. Fajnie, że nie uśmierciłaś jak Rowling Freda i Snape'a. Z każdym rozdziałem robi się coraz bardziej tajemniczo, mrocznie i ciekawie. Hermiona wycięła serce Pottera, a teraz udaje, że traci pamięć aby nikt się nie domyślił ani jej nie oskarżył. Myślę, że Ginny ma rację i Hermiona tylko udaje, że nic nie pamięta. To tajemnicze zniknięcie Wesley i pojawienie się jelenia ( czyżby to był ojciec Pottera? ) było naprawdę łał xd Bardzo podobają mi się problemy Lupina, to, że do niego nawiązałaś... Lupin jest załamany i nie może pogodzić się z odejściem Dory. Czyżby odnalazł zrozumienie u Ginny? Bardzo namieszałaś w tej sprawie. Ginny jest z Harrym, ale jednak nie może zapomnieć o Syriuszu. No i jest jeszcze Lupin. Ciekawe jak rozwiążesz ten problem. A mnie wkurza to, że Ron nie wróci do Hogwartu. Przecież on, Harry i Hermiona mieli tam tyle fajnych przygód. W siódmej części w ogóle nie było ich prawie w Hogwarcie, a ja bardzo tego żałowałam. Mam nadzieję, że jednak odwiedzą Hogwart :) Opowiadanie jest naprawdę super. mam jedno "ale" :D Czy zastanawiałaś się żeby do każdego rozdziału dodawać muzykę? Myślę, że powinnaś się nad tym zastanowić : ) Naprawdę? Kolejny rozdział dopiero za tydzień? Nie wiem jak ja wytrzymam do następnej soboty. Nie chcę spamować, ale byłoby fajnie gdybyś zajrzała do mnie w w wolnej chwili: http://lekarzeimilosc.blogspot.com/ Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział idealnie pokazuje jak zdesperowana jest Ginny jeśli chodzi o uratowanie Harry'ego i jak mało racjonalne są jej myśli i zachowanie. Poważnie myślałam, że Lucjusz chce jej na swój sposób pomóc, bo może sam by w przyszłości coś na tym zyska, albo ma jakiś inny, pokręcony powód, a tu się okazało, że w uratowaniu Ginny nie miał żadnego głębszego interesu a zwykły pijacki wymysł. No chociaż jeśli chodzi o tę książkę, to coś poniekąd 'dobrego' wynikło z całej tej sytuacji. Więc Ginny zabiła Lucjusza? Albo niekoniecznie ona, a Tom, który przejął nad nią kontrolę? W każdym bądź razie zastanawiam się jakie to będzie miało skutki jeśli chodzi o jej psychikę i czy jakieś w ogóle.
OdpowiedzUsuńBardzo obrazowe opisanie Nokturnu i Muszelki, swoją drogą to fajnie przedstawione tuż obok siebie skrajne kontrasty, z jednej strony przytulny, sielankowy domek na morzem, a z drugiej taka mroczna ulica, z tymi wszystkimi obdartusami.
Mam nadzieję, że ta rana to jednak nic poważnego (ale pewnie będzie dokładnie na odwrót xD) i Ginny wkrótce odzyska siły.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Przyznam się, że czytając o blondowłosej postaci, moją pierwszą myślą był Dracon Malfoy (nie wiem czemu. Może to pozostałości po "Pokaż twarz"), toteż pojawienie się Lucjusza kompletnie mnie zaskoczyło, ale to nawet dobrze. Jakieś oderwanie się od schematu.
OdpowiedzUsuńPostawa Lucjusza jest intrygująca. Albo mężczyzna chce pomóc Ginny, bo ma w tym coś do ugrania dla siebie i swojej rodziny, albo był kompletnie pijany i nie myślał zbyt racjonalnie. To, co zrobił Ginny, zdaje się być "zapłatą" za to, że jej pomógł. "Coś za coś"
Widać, że Ginny rozpaczliwie szuka czegoś, co pomoże jej "przywrócić" Harry'ego do życia, tzn. odnaleźć jego serce i sprawić tym samym, aby wróciło na swoje miejsce. Tylko czy to serce będzie takie jak kiedyś? Coś czuję, że problemy Ginny się nie skończą i na swojej drodze spotka jeszcze wiele niebezpieczeństw i przeciwności.
Pozdrawiam ;*
N e spodziewałam sie takiego obrotu spraw. Cóż, malfoy okazał sie byc jeszcze gorszym osobnikiem niz ta zgraja. Ulicy. Pewnie dlatego, ze znanym. Takim, ktory z pewnością nie lubi Ginny... Za pewne wydarzenia, o których nawet nawiązał. Rozumiem, ze koniec koncow to Ginny goi znokautowała? Ale czy zabił. Po co wzięła te książkę? Umiesz zaintrygowac czytelnika, to juz wiemy nie od dzisiaj. Kurde, trzy pełne dni zajec to i tak mało w porowannia z moim genialnym plane, xD zapraszam na nowe opowiadanie na zapiski-comdawira'urs ciekawa jestem Twojej opinii :)
OdpowiedzUsuńWolę nie wiedzieć, co wydarzyło się w przerwanej scenie Lucjusz/Ginny... Generalnie robi się coraz niebezpieczniej i zaczynam się obawiać o jej życie i zdrowie. Bardzo ryzykuje, zapuszczając się sama w takie miejsca jak Nokturn (ktoś nade mną napisał, że realia tej ulicy są bardzo dobrze opisane, nie sposób się nie zgodzić).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
[konFEDORAcja] & [Zlatan-Petrović]
Ginny przestała myśleć rozsądnie. Widać, że zależy jej na odnalezieniu serca Harry`ego i zrobi wszystko aby mu pomóc. Nawet narazi swoje życie i zdrowie.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze oddałaś realia Nokturnu i emocje. Na prawdę świetny rozdział. Czekam na następny.
Pozdrawiam :D
Wcześniejszy rozdział bardzo mnie zaniepokoił. Widać ta "Postać" w jej głowie odbiera jej rozsądek, skoro nie pamiętała, że uciekła z domu. Dobrze, że Remus ją znalazł. Dość dziwne spotkanie z tym jeleniem, ale przynajmniej dotarł do celu.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to dopiero początek kłopotów Ginny. Szkoda, że za uratowanie Harry'ego musiała tyle przeżyć. Lucjusz był okropny i w ogóle nie lubię tej postaci. To co zrobił Ginny... ach, nawet nie chcę o tym myśleć.
Trochę to było z drugiej strony lekkomyślne z jej strony, że tak sama poszła na Noktur... czy to wina tego "pana" w jej głowie"?
Pozdrawiam :*
Wow, nie spodziewałam się takiego rozwoju wypadków. Piszę komentarz na szybko, dlatego powiem tylko, że podobała mi się mglistość tego rozdziału i upiorność Lucjusza. Co będzie dalej? :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie zachowanie Ginny jest nierozsądne, ale taka jest już jej kreacja. Może jest zdesperowana i zrozpaczona, ale w przeciwieństwie do innych bohaterów nie siedzi tylko na tyłku tylko działa. Coś robi, bo mam takie ponure wrażenie, że tylko jej zależy na losie Harry'ego.
OdpowiedzUsuń