Świat
czarodziejów pomału podnosił się po ostatecznej bitwie, która
miała miejsce w Hogwarcie. Nauczyciele oraz wielu starszych
absolwentów zgodziło się pomóc przy odgruzowaniu szkoły. Wiązali
z tym miejscem wiele miłych wspomnień i nie wyobrażali sobie, aby
mogli postąpić inaczej.
Również
Ministerstwo Magii pomału stawało na nogi. Zaczęto prowadzić
pierwsze procesy pojmanych śmierciożerców, szykowano się również
do wyboru nowego ministra.
Ludzie
odetchnęli, na Ulicę Pokątną wróciły tłumy roześmianych
klientów, a witryny sklepowe na powrót cieszyły oczy wszystkimi
kolorami tęczy. Wszędzie dało się słyszeć gwar rozmów i
muzykę.
Świat
znów nabrał barw.
Choć
nie dla wszystkich. Wiele kobiet i wielu mężczyzn pogrążonych
było w żałobie po stracie kogoś bliskiego. Wydawało się im, że
nic nie jest w stanie zapełnić pustki, którą pozostawiły matki,
ojcowie, córki, synowie i przyjaciele. Nikt nie chciał nawet
słuchać, że czas goi rany, że niedługo wszystko się ułoży. Bo
czy te słowa nie brzmiały jak kpina i policzek prosto w twarz?
* *
*
Remus
stanął przed dość dużym domem położonym miedzy wzgórzami. Z
tej odległości mógł dostrzec zarys jeziora malującego się w
oddali. Równo przystrzyżony, zielony trawnik mienił się w
promieniach popołudniowego słońca. Wokół ścieżki, na idealnie
wypielonych grządkach, rosły herbaciane róże.
Na
werandę prowadziły dwa niskie stopnie, a na niej znajdował się
stół i trzy krzesła. Ciepły wiatr rozwiewał strony starego
"Proroka Codziennego". Lupin po chwili namysłu odważył
się zapukać. Przełknął ślinę. Poczuł, jak w gardle tworzy mu
się niewygodna gula. Drzwi otworzyły się z głuchym skrzypnięciem.
Stanął w nich stary skrzat domowy. Spojrzał na niego dużymi,
wyłupiastymi oczami.
– Dzień
dobry – przywitał się Remus. – Byłem umówiony z panią
Andromedą Tonks.
– Proszę,
pani czeka w salonie.
Weszli
do niewielkiego przedsionka, a później drzwiami do holu. Kroki
odbijały się echem, kiedy stąpali po drewnianej posadzce. Ściany
utrzymane były w jasnej tonacji, a z sufitu zwisały nieduże
żyrandole. Nie było żadnych obrazów, żadnych zdjęć. Lupin czuł
się tak, jakby dom stracił duszę.
Skrzat
zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami, otworzył je, po czym
wpuścił go do środka. Oczom Remusa ukazał się duży, dobrze
oświetlony salon. Ściany pomalowane były na brązowo. Na środku
stały dwie sofy obite kremową tapicerką i stół z wieloma
zdobieniami. Po prawej stronie znajdował się ceglany kominek, a na
nim bukiet róż.
Na
kanapie siedziała kobieta. Ubrana była na czarno, a jej ciemne
włosy kontrastowały z bladą cerą. Wygładziła spódnicę, po
czym wstała. Podeszła do Remusa, a dywan tłumił odgłos jej stóp
odzianych w buty na niewielkim obcasie.
-
Dziękuję, Bulpie - zwróciła się w stronę skrzata. - Możesz
odejść.
Stworzenie
odwróciło się na pięcie i wymaszerowało z pokoju, zamykając za
sobą drzwi.
Lupin
nie czuł się komfortowo, stojąc naprzeciwko swojej teściowej.
Kiedy na nią patrzył, miał wrażenie, że wszystko, co pomału
zaczynało układać się w jego głowie, nagle rozpadło się w
drobny mak.
– Gdzie
jest Ted? – spytał, nie wiedząc, jak inaczej zacząć rozmowę.
– Nie
wiesz, że twój syn zawsze śpi o tej porze? – spytała, a jej
głos zabrzmiał nieprzyjemnie obco. – Siadaj, chyba najpierw
powinniśmy omówić kilka kwestii.
Remus
wykonał jej polecenie. Nie zamierzał stwarzać niepotrzebnych
powodów do kłótni. Jakoś nigdy specjalnie nie przepadał za
Andromedą i zastanawiał się, jak Syriusz mógł mieć o niej tak
dobre zdanie.
– Nie
sądzę, abyśmy mieli, co omawiać – rzekł. – Przyszedłem po
Teda. Jestem jego ojcem i mam prawo go zabrać do domu.
Andromeda
zaśmiała się nerwowo, a potem pokręciła głową z
niedowierzania. Remus poczuł, że zaczyna się coraz bardziej
irytować. Kiedyś powstrzymywał się tylko ze względu na Dorę, a
teraz?
– I
jak sobie to wyobrażasz? – spytała kobieta, dokładnie akcentując
każde słowo. – Ty sam z małym dzieckiem?
– Uważasz,
że sobie nie poradzę?
– Uważam,
że jesteś uparty i nie chcesz dać sobie pomóc. Za co będziecie
żyć?
Andromeda
jak zawsze wiedziała, w który ton uderzyć. Remus miał wrażenie,
że wbiła mu szpilkę w serce. Istotnie, nie miał pracy i nic się
nie zapowiadało, aby miał jakąś dostać. Ale ostatnio uświadomił
sobie, że dla Teda jest w stanie przyjąć każdą posadę – nawet
jeśli miałby mieć do czynienia z odchodami hipogryfów.
– Coś
wymyślę – odpowiedział krotko.
Kobieta
pokręciła głową. Mężczyzna miał jednak wrażenie, że zaszła
w niej pewna zmiana. Mięśnie twarzy nie były aż tak napięte, a
ust nie zaciskała w cienką linię. Usiadła też swobodniej i
postukała palcem w blat stolika.
– Remusie,
nie chcę utrudniać ci kontaktu z synem, bo wiem, że skrzywdzę
Teda. Jednak uważam, że chłopiec powinien zostać ze mną. Na
pewno Zakon ma teraz mnóstwo pracy, a ty chcesz im pomóc. Może w
tym czasie jakoś się ustatkujesz finansowo... Oczywiście, będziesz
mógł go odwiedzać w każdej chwili.
Mężczyzna
po części był na to przygotowany. Od początku domyślał się, że
Andromeda wyjdzie z taką propozycją. Może faktycznie w zaistniałej
sytuacji nie było to złe rozwiązanie, ale jakaś cześć jego bała
się, że zostawiając tu Teda, utraci go na zawsze. Poczuł
narastający żal, ale zbyt wstydził się swojej słabości, aby
uronić choćby najmniejszą łzę.
– Chcę
go zobaczyć – powiedział tylko.
Kobieta
nie zamierzała mu tego utrudniać. Wstała z kanapy i poprowadziła
go do schodów. Razem wspięli się na pierwsze piętro, aby tam
stanąć przed uchylonymi drzwiami. Andromeda pchnęła je
delikatnie, ukazując niewielki, ale przestronny pokój. Remus znał
go doskonale. Kobieta już dawno uparła się, aby go przygotować.
Ściany pokrywał kolor pomarańczowy, a na drewnianej posadzce
rozłożony był puchaty, żółty dywan. Meble były raczej
ciemniejsze. Niewielka szafka zastawiona pluszakami i regał z
kolorowymi książeczkami. Przy oknie stało łóżeczko. Oświetlały
je promienie słońca.
– Zostawię
was – rzekła Andromeda, po czym bezszelestnie wycofała się z
pokoju.
Remus
był jej za to wdzięczny. Zrobił kilka niepewnych kroków i
podszedł do łóżeczka. Nachylił się i spojrzał w miodowe oczy
małego chłopczyka o jasnej cerze. Na jego głowie znajdowała się
czupryna zielonych jak świeża trawa włosów.
Serce
Lupina związało się w ciasny supeł.
Zacisnął
powieki, nie mogąc dłużej powstrzymywać łez. Teraz miał tylko
jego. Niewielką, kruchą istotkę, która bez pomocy drugiego
człowieka nie była w stanie nic koło siebie zrobić. Była
bezbronna jak mały kwiatek.
Remus
ujął Teda i ostrożnie wyciągnął go z łóżeczka. Chłopiec
zakwili cicho, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, kto go
odwiedził. W jego oczach widać był ogromne pokłady radości i
szczęścia. Mężczyzna poczuł zapach mydła.
– Zostaliśmy
sami – powiedział cicho. – Ale damy sobie radę, prawda? Mamusia
będzie patrzeć na nas z góry i będzie z nas dumna. Z ciebie na
pewno, szczególnie jak wyrośniesz na silnego mężczyznę. Ale na
razie zostaniesz u babci, bo tata ma kilka spraw do załatwienia. Ale
obiecuję, że potem wrócimy razem do domu.
Remus
zszedł pomału po schodach. Na rękach trzymał swojego syna.
Andromeda uniosła głowę, kiedy usłyszała dźwięk zbliżających
się kroków. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, jaką decyzję
podjął zięć.
– Dobrze
– oświadczył szybko Lupin, chcąc mieć to za sobą – na razie
Teddy zostanie u ciebie, ale ulepszę zaklęcia chroniące dom.
– Nie
sądzę, aby była taka potrzeba – powiedziała kobieta, ale ton
jej głosu złagodniał.
– Wolę
być spokojny. Greyback jest cały czas na wolności.
* *
*
– Usiądź
w końcu, bo kiedy chodzisz wkoło stołu, to ja też zaczynam
wariować – powiedziała pani Weasley, kładąc dłonie na
biodrach.
Ginny
obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem, ale nie posłuchała. Zwolniła
tylko kroku. Obydwie czekały na powrót Rona. To dziś miał odebrać
Hermionę ze szpitala. Chwilę temu kobiety skończyły przygotowywać
dla niej pokój. Po nieprzyjemnej wymianie zdań doszły do wniosku,
że najlepiej będzie ulokować ją w sypialni, którą kiedyś
zajmował Percy.
– Naprawdę
nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mieszkać z Hermioną, zawsze
dobrze się dogadywałyście – powróciła do tematu Molly, co
niezbyt spodobało się Ginny.
Przystanęła
i oparła się rękoma o blat stołu.
– Już
ci mówiłam. Skoro Hermiona mnie nie pamięta, to może czuć się
skrępowana. A poza tym ja też potrzebuję trochę prywatności.
– Chyba
przestaję cię poznawać – skwitowała.
– Równie
dobrze może spać z Ronem – rzekła Ginny, wzruszając ramionami.
Pani
Weasley z oburzeniem pokręciła głową. Córka spodziewała się
takiej reakcji, więc tylko uśmiechnęła się niewinnie. Jej mama
nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć, gdyż drzwi Nory otworzyły
się. Molly również zerwała się na równe nogi.
W
progu stał przygnębiony Ron, trzymając pod ramię swoją
dziewczynę. Ginny ze świtem wypuściła powietrze, kiedy
dostrzegła, jak Hermiona rozgląda się po wnętrzu domu. Na jej
twarzy malowało się zakłopotanie i ciekawość.
Niemożliwe,
aby udawała – pomyślała Ginny. – Snape na pewno się
myli.
Pani
Weasley stanęła na wysokości zadania i jako pierwsza podeszła do
dziewczyny. Uściskała ją serdecznie, wywołując zdziwienie na jej
twarzy. Po chwili jednak Hermiona również odwzajemniła gest.
Ginny
zauważyła, że Ron przygląda im się badawczo. Czy było w tym coś
niepokojącego? Nie –
skarciła się w duchu. – Przestań szukać na siłę dziury w
całym. To nienormalne i kompletnie nie w twoim stylu. Zostaw te
głupie insynuacje w spokoju.
Panna
Weasley również podeszła do Hermiony. Zmusiła się do uśmiechu i
miała nadzieję, że nie wygląda on jak grymas niezadowolenia.
– Cześć
– przywitała się, wyciągając rękę. – Pewnie mnie nie
pamiętasz, ale jestem Ginny. Swego czasu całkiem nieźle się
dogadywałyśmy.
Dziewczyna
popatrzyła na nią niepewnie, zmarszczyła brwi i delikatnie kiwnęła
głową. Potem nieśmiało wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń
Ginny. Brakowało jej w tym pewności siebie.
– Przepraszam,
ja... – zaczęła.
– Nie
szkodzi – przerwała jej szybko panna Weasley. – Rozumiem. Chodź,
pokażę ci twój pokój. Ustaliłyśmy z mamą, że przyda ci się
kąt tylko dla siebie.
– Daj
spokój, Ginny, ja ją zaprowadzę – wtrącił się Ron, jednak
pani Weasley zatrzymała go, przytrzymując za ramię.
– Zostaw
– szepnęła. – Niech idą same.
Hermiona
spojrzała na Rona, a potem bez słowa ruszyła schodami za Ginny,
która miała mętlik w głowie. Od rana wielokrotnie wyobrażała
sobie to spotkanie, nie spodziewała się jednak, że tak szybko
zostanie sama z przyjaciółką. Kłóciła się z własnymi myślami,
nie wiedząc, czy powinna od razu zasypać ją trudnymi pytaniami.
– Bardzo
mi przykro – zaczęła więc, kiedy wspięły się na piętro. –
To musi być okropne uczucie mieć taką pustkę w głowie –
dokończyła.
– Tak,
nie należy to do najprzyjemniejszych spraw – oznajmiła, siląc
się na uśmiech. – Ale twój brat, Ron, jest bardzo troskliwy.
Kiedy opowiada mi różne historie, to faktycznie czuję, że
przeżyłam je razem z nim.
Ginny
wygięła wargi w uśmiechu, a potem otworzyła drzwi do pokoju, w
którym kiedyś mieszkał Percy. Wpuściła Hermionę przodem.
W
Norze niemal wszystkie pomieszczenia były takie same – małe i
ciasne. Ściany potrzebowały odnowienia, ale nikt nigdy nie miał na
to czasu. Może dlatego tapeta, która kiedyś była czerwona, teraz
bardziej przypominała róż? W środku stało również niewielkie
biurko, krzesło, szafa na ubrania i łóżko, którego pościel
pachniała świeżością.
– Bardzo
dziękuję, że zgodziliście się, abym tu zamieszkała –
powiedziała Hermiona, podchodząc do okna i wyglądając przez białą
firankę.
– To
drobiazg – odparła zgodnie z prawdą Ginny. – Zawsze byłaś
częścią naszej rodziny.
Na
jej twarzy zagościł smutek. Ponownie rozejrzała się po
pomieszczeniu, ale tym razem zmarszczyła brwi i usiadła na łóżku.
Panna Weasley bez zaproszenia zajęła miejsce obok niej. Czuła, że
jej serce zaczyna łomotać w piersi. Nerwy zaczęły brać nad nią
górę.
– Posłuchaj,
Hermiono – zaczęła, a jej głos zadrżał. – Wiem, że to dla
ciebie trudne, ale Ron na pewno ci mówił, co się stało z Harrym i
że on...
Nie
zdążyła dokończyć. Drzwi pokoju otworzyły się tak gwałtownie,
że Ginny podskoczyła jak poparzona. Najbardziej zaskoczyło ją to,
że nie usłyszała kroków na schodach, co było bardzo nie w jej
stylu. W progu stał Ronald z nietęgą miną.
– Przyniosłem
twoje rzeczy, Hermiono – oświadczył, pokazując skórzaną torbę.
Pomóc ci się rozpakować?
– Podsłuchiwałeś?
– spytała zgryźliwie Ginny, wstając z łóżka i splatając ręce
na piersiach.
Ronald
wyraźnie skrzywił się na tę uwagę, ale dziewczyna zbyt dobrze go
znała. Nie chciał odpowiadać, bo wiedział, że rozpozna kłamstwo.
– Tak
– przyznał szczerze. – Bo wiedziałem, że zaczniesz ten
temat!
– A
ciebie nie martwi ta cała sytuacja?! Harry to ponoć twój najlepszy
przyjaciel, a teraz co?
– Uspokójcie
się, proszę – jęknęła Hermiona, chwytając palcami skroń.
Ron
posłuchał jej w jednej chwili. Doskoczył do swojej dziewczyny i
złapał ją za rękę. Coś do niej mówił, ale Ginny nie była w
stanie rozróżnić słów. Krew buzowała w jej żyłach tak głośno,
że miała wrażenie, że słyszy tylko ją. Oddech miała
przyspieszony. Miała wrażenie, że temperatura w pokoju podskoczyła
do trzydziestu stopni. Po jej czole spłynęła strużka potu.
– Ginny,
ja naprawdę nie potrafię ci pomóc – szepnęła Hermiona. –
Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na siebie wściekła, że nie
pamiętam tego, co się stało. Jeśli faktycznie jestem zamieszana w
tą całą sprawę, to...
K
ł a m i e. – Znajomy głos rozniósł się echem w głowie
panny Weasley.
Dziewczyna
cofnęła się energicznie, omal wpadając w dużą szafę na
ubrania. Strach niemal ją sparaliżował. To było niemożliwe.
Przecież nie mogła go słyszeć.
– Dobrze
się czujesz? – zapytał Ron niepewnie. – Jesteś blada jak
pergamin.
Musiała
się przesłyszeć. Jej umysł zaczął płatać jej figle, nie było
innego wytłumaczenia na to, co przed chwilą się wydarzyło. Może
była zmęczona? Powinna też zjeść coś treściwego i
najzwyczajniej w świecie opanować emocje, które ostatnio zbyt
często brały nad nią górę.
– Ginny,
mówię do ciebie. – Tym razem w jego głosie dało się wyczuć
strach.
Dziewczyna
uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Przepraszam
– jęknęła, a potem wybiegła z pokoju.
W
kilka sekund znalazła się w łazience i zatrzasnęła za sobą
drzwi. Oparła się o umywalkę i włączyła wodę. Miała nadzieję,
że jej szum zagłuszy szloch. Przygryzła dolną wargę. Drżała,
zaciskając z całej siły powieki.
– Odejdź,
błagam, odejdź – szeptała.
Potem
zakręciło jej się w głowie i osunęła się po ścianie. Na
czworakach przemieściła się w stronę toalety. Zmusiła swoje
ciało do wymiotów, mając nadzieję, że w ten sposób pozbędzie
się z głowy nieproszonego gościa.
* *
*
Już
myślałam, że nie dam rady dodać tej notki (bo wiadomo, że
oglądam Na dobre i na złe). Powód? Mam nowego laptopa. Tak,
tak... teraz uczę się pisać na nowej klawiaturze i ogarniam
wszystkie dokumenty. Jutro będę przerzucać wszystko ze starego i
przygotowywać do pracy photoshopa. Ale zrozumiałam jedno, ciągle
jestem przerażona, że niespodziewanie bateria się rozładuje. Ta
trzyma trzy godziny, a nie trzy minuty :)
No, wreszcie jestem na czas, a może nawet uda mi się skomentować pierwszej?
OdpowiedzUsuńKońcówka taka, że muszę na chwile olać kolejność i zacząć od niej :) i cóż to za znajomy głos, hm? Do głowy przychodzą mi trzy opcje - Snape, Voldemort, albo sam Harry. Ale może zupełnie kto inny? W każdym bądź razie intrygujący wątek :D
Zaskoczyła mnie twoja kreacja Andromedy, bardziej przypomina Blacka, niż Tonks. Nie jest jakaś wybitnie oschła i zimna, ale ma w sobie coś takiego zdystansowanego.
Molly jakoś tak w każdym swoim występie ma moment, w którym wywołuje u mnie irytację, sama nie wiem co do za uprzedzenia do troskliwej matki się we mnie odzywają xD
Bardzo lubię za to postawę Rona w tym rozdziale, już pomijając fakt, czy Hermiona kłamie czy nie, jest naprawdę uroczy, taki troskliwy i ciepły.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Rozdział jest dobry, choć część dotycząca Ginny podobała mi się dalece bardziej od tej z Remusem. Nie, żeby narracja Lupina była zła, ale... No, bardziej mnie obchodzi, co z Weasleyówną, bo chwilowo Remi to się powinien wziąć za siebie. I mam nadzieję, że będzie tego bliższy po zobaczeniu Teda. ;)
OdpowiedzUsuńOgółem nasze wizje Andromedy są raczej różne, choć ten chłód jest zrozumiały wobec męża zmarłej córki, który w dodatku cokolwiek zawalił sprawę w kwestii syna. Podoba mi się jednak, że nie jest skończoną jędzą i można po niej dostrzec pewne, choćby niewielkie, oznaki, że jednak nie chce od razu zjeść Remusa.
I przechodzimy do kwestii Ginny. Krótko: <3333 Nie mogę się zdecydować, co podoba mi się bardziej, więc powiem o dwóch rzeczach, które podbiły moje serce. Najpierw Ron. Tak, ja każdemu, u kogo natknę się na Rona nie będącego ciołem, opowiadam, jakie to cudowne, że się go tak przedstawia. Ale tu naprawdę, jest go tak mało, a zarazem tak świetnie widać troskę o Hermionę... Jak się nie wzruszyć? Jak nie truć o tym? No jak?
Po drugie - głos w głowie Ginny. Nietrudno się domyślić, o kogo chodzi, jednak ujawniając się w takim momencie... Czy to Tom nie jest jednak absolutnie-absolutnie martwy, czy może ziarno wątpliwości zasiane w Ginny przeradza się w paranoję? I czy Hermiona naprawdę kłamie, czy to właśnie wspomniana paranoja lub kolejna gierka Riddle'a? Kurde, kończenie w takim momencie to morderstwo! :<
Pozdrawiam!
Wiedziałam, że to sprawka Voldemorta, ten głos w głowie jest moim zdaniem jednoznaczny... Scena z Teddym była poruszająca, zwłaszcza fragment, że "mamusia patrzy na nas z nieba", takie motywy zawsze mnie wzruszają. Mam nadzieję, że chłopcu nie stanie się krzywda, bo wtedy Remus już w ogóle nie odnajdzie szczęścia w życiu. Słusznie postąpił, że zostawił Teda u babci, teraz musi znaleźć pracę, pieniądze, nie może jednocześnie zajmować się małym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńWyłapałam trzy rzeczy:
- "Nie sądzę, abyśmy mieli, co omawiać" -> bez przecinka po "mieli",
- "Chłopiec zakwili cicho" -> "zakwilił",
- "ton jej głosu" -> generalnie głos czy też sposób wypowiadania się jest tonem, więc wystarczyłoby "jej ton" albo "jej głos".
Pozdrawiam,
[konFEDORAcja] & [Zlatan-Petrović]
I przeczytaam!
OdpowiedzUsuńHmm Voldemort? Brzmi drastycznie.
A już myślałam że mają spokój.
Aj wzruszyłam się czytając o Remusie.
Naprawdę uwielbiam go i cieszę się że wciąż występuje u Ciebie w opowiadaniu.
To przyjemnie wiedzieć że nikt nie zapomniał o Huncwotach zwłaszcza o jednym najważniejszym dla mnie.
Wiem powtarzam się ale naprawdę mi się podoba.
Umiesz zaciekawić czytelnika i sprawić że cierpi na niedosyt.
Jestem ciekawa co jeszcze nam pokażesz w dalszych częściach historii.
Coś czuje, że to opowiadanie będzie moim trzecim ulubionym ze wszystkich Twoich blogów.
Ja naprawdę stałam się wielką fanką przez duże F!
I czekam rzecz jasna na ciąg dalszy!
Bardzo przyjemny rozdział.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Remus będzie chciał zatrzymać swojego syna Ted. Ta scenka w pokoiku, jak jest z nim sam na sam, była naprawdę bardzo poruszająca.
No i Hermiona... Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że panna Granger mogłaby udawać i skłamać. I że Ron mógłby być w to zamieszany...
Ale może Hermiona i Ron robią to dla dobra Harry'ego... że wycięcie serca Wybrańca było jedynym wyjściem z całej tej sytuacji?
Wyłapałam błąd:
"..., że skrzywdzę Teda" - chyba powinno być "..., że nie skrzywdzisz Teda".
Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg :*
zdziwiła mnie Andromeda, wydawało mi się,że będzie abrdziej...wyrozumiała. W końcu w liście czepiała się,że się Lupin własnym synem nie interesuje,a potem się okazuje,że właściwie to ona chce nadal się opiekować Tedem...to znaczy, też uważan,że na razie jest to lepsze rozwiążanie, ale wydaje mi się, że Andomedzie nie da się dogodzić. jednak myślę,że moż enie być sobą,w końcu straciła córkę :( co do Ginny- czyżby usłyszała głos Harrfy'ego? jeśli nie,to Snape'a albo Syriusza. ale i tak roviło wrażenie.Myślę,że Hermiona może nie pamiętać swojego życia, ale chyba wie,co stało się z Harrym. to dosć dziwne...zapraszam na odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSpotkanie Remusa z teściową było pełne napięcia, ale wydaje mi się, że Andromeda nie jest złośliwa, po prostu chce dobra dziecka. Wierzę, że obie strony się jakoś dogadają. Lupin tulący swojego syna - słodki! <3
OdpowiedzUsuńAż żal czytać o takiej zagubionej Hermionie. Opisałaś jej zachowanie bardzo realistycznie, poruszył mnie ten fragment. Także wielki plus dla Rona, który tak dba o swoją dziewczynę ^^
Końcówka trochę niepokojąca. Czyżby Tom znowu przemówił do Ginny? :P
Pochłonęłam jednym tchem, dosłownie.
OdpowiedzUsuńOdniosłam jakieś dziwne wrażenie, że Andromeda nie jest do końca przychylną Remusowi. Być może to tylko takie odczucie, jednak nie zdobyła ona mojej sympatii, mimo iż bardzo troszczy się o małego Teda.
Zastanawia mnie również postać Hermiony. Ona naprawdę kłamie? To do niej niepodobne, ale nie przeczę, że wtedy byłoby ciekawie.
Czy ja już mówiłam, że ubóstwiam Twój styl?
pozdrawiam i czekam na nowy post, a tymczasem zapraszam do siebie na pierwszy rozdział
http://syriusz--black.blogspot.com/
Świetny rozdział! Łezka mi się w oku zakręciła w momencie spotkania Remusa z synem. To było takie... no, perfekcyjne.Nie wiem, czy sama mogłabym tak dobrze opisać ich spotkanie. Dziwnie się czuję, kiedy czytam o Andromedzie, która jest taka... nie andromedowata, jak dla mnie :D.
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisujesz zachowanie Ginny. Normalnie czuję się, jakbym i ja przeżywała to, co ona. No i Herma. Jak bardzo chciałabym, żeby leciała w kulki! Od zawsze wiadomo, że Hermę wszędzie kreują na tą inteligentną, dobrą, poukładaną a Ron grał tego złego. HERMA KŁAMIE.
No nic, niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! :*
To fajnie, że zdobyłaś nowego lapka. Pewnie dlatego rozdziały są m.in. takie wspaniałe :) Rozmowa z Andromedą była jak najbardziej potrzebna. Już się wcześniej zastanawiałam, jak przebiegnie i muszę przyznać, że doskonale wywiązałaś się z tej sceny. Jestem wciąż zaskoczona ile emocji umieszczasz w tych kilku zdaniach. Ja potrzebuję ich zazwyczaj więcej. Zresztą odkąd czytam Twoje opowiadanie mam takie głupie wrażenie, że piszę teraz na bardzo niskim poziomie. Ciekawe czy działasz tez tak na innych czytelników ;)
OdpowiedzUsuńAtmosfera gęstnieje również w domu Weasleyów. Hermiona na pewno coś ukrywa. Szkoda tylko, że Ginny jako jedyna to zauważyła. Nie sądzę, by reszta stanęła po jej stronie.